poniedziałek, 14 listopada 2016

Sushi. Warto czy nie warto?


I tu jak zwykle mogę zastosować: „to zależy”. Zależy co i gdzie jemy. Jeśli popatrzymy na skład sushi w 80% jest to ryż. Biorąc pod uwagę ceny zestawów w sushi barach i to, że płacimy głównie za ryż, łatwo możemy odczuć dysonans, pomiędzy ceną a składem. 
Z drugiej jednak strony w tych miejscach gdzie porcje ryby i różnych składników są hojne i jakościowo na wysokim poziomie (czyt. świeże), sprawa wygląda już nieco inaczej. Niestety dostęp do takich składników w Polsce jest dosyć utrudniony dlatego, żeby je dostać trzeba słono zapłacić. 
Jednak sushi bary też dzielą się na dwa rodzaje. Jedne kupują ryby w całości, sushi masterzy, filetują tusze, odpowiednio pakują i przechowują w taki sposób, aby klient dostał produkt najwyższej jakości. Są też takie, które korzystają z półproduktów, przygotowanych w taki sposób, że wystarczy dosłownie wyłożyć je na rolkę z ryżem i zwinąć. To bardzo ważne pod jeszcze jednym kątem. 
To za co płacimy ciężkie pieniądze w sushi barze to kunszt rzemieślniczy sushi mastera. Ponieważ oprócz jakości produktu, jego zawartości w daniu liczy się to jak sushi jest zrobione. Kiedy rozłożymy wszystkie składniki i po prostu ułożymy je na talerzu, nie wyglądają one atrakcyjnie a i smak, uwierzcie, będzie inny. 
Sushi to perfekcyjny kęs, coś co za jednym razem, daje nam ferie doznań zarówno jeśli chodzi o smak jak i świeżość. Dlatego cena zawiera też, pomysł i jakość wykonania, to w jaki sposób jest podane nasze sushi. Jeszcze inny aspekt to dodatki. To czy sosy są kupne, czy sushi bar, sam je przygotowuje, podobnie jest z majonezami, ostrymi sosami itd. Oczywiście bardziej się opłaca, ze względu na pracochłonność kupić wszystkie produkty i skorzystać. Tak jest łatwiej. Podejrzewam też, że większość klientów nie widzi różnicy, więc po co się męczyć. Diabeł tkwi w szczegółach, w sushi w tym wypadku.
Jest jeszcze jeden argument przeciwko i za zarazem, jeśli chodzi o sushi. Jedzenie sushi w nieskończoność jest monotonne. To dobry i zły argument. Z jednej strony, sushi nie ma w dzisiejszym świecie ograniczeń. Widziałem w Stanach sushi z krewetkami i stekiem i uwierzcie mi drodzy japońscy ortodoksi, że wyglądało mega apetycznie. Dlatego trudno sobie wyobrazić, że może się od tak po prostu znudzić. Codziennie można je jeść w innej osłonie, i jest to stosunkowo zdrowy posiłek. 
Z drugiej jednak strony (na pewno poprą mnie miłośnicy niczym nieograniczonego opychania się i bezkarnego nieustannego próbowania), na świecie jest tyle rodzajów kuchni, które niosą z sobą tak nieprzebraną liczbę pysznych, aromatycznych, wypalających kulinarny znak w naszej pamięci dań, że ograniczanie się do co piątkowego wypadu na sushi jest po prostu grzechem. 
Przy całym głębokim szacunku do kuchni japońskiej i jej różnorodności nie ma się ona nijak choćby do kuchni francuskiej i jej różnorodności oraz doskonałości receptur i technik. Jedzenie to przygoda, jedzenie to podróż, jedzenie to afirmacja życia. Nie ograniczajmy się w tym temacie bo to sprawia, że jesteśmy ubożsi w tym najbardziej ludzkim aspekcie jakim jest nasza chęć doświadczania.

Artykuł zawdzięczam Konradowi z bloga snyosushi.pl

poniedziałek, 17 października 2016

Śledzie z oliwkami

Jestem długoletnim fanem śledzi we wszelkiej możliwej postaci, jestem także wieloletnim fanem oliwek we wszelkiej możliwej postaci...

...i wiecie co? Nigdy dotychczas nie wpadłem na pomysł połączenia tych dwóch, tak pasujących do siebie składników. Oto nadszedł jednak ten dzień ;-)


Jak dla mnie to smakowa rewelacja! Co ty o tym myślisz? Próbowałeś/aś?