czwartek, 25 lutego 2016

Moja kulinarna historia


Kiedy się zaczęło moje zainteresowanie gotowaniem? Dosyć wcześnie, bo około pierwszej klasy podstawówki. Często przebywałem u Dziadków, gdzie kluczowym pomieszczeniem była izba i kuchnia jednocześnie, od dzieciństwa, bawiąc się, czułem naokoło zapachy pysznego jedzenia, frykasów, ziół....


Ponieważ były to czasy, gdy nie było zbyt wiele alternatyw spędzenia wolnego czasu dla chłopca wyrwanego ze swojego otoczenia, czyli z grona kolegów ze szkoły i z podwórka, zacząłem pomagać (czy może twórczo przeszkadzać) Babci w kuchni, na początku z nudów (teraz większość dzieciaków wzięłaby po prostu tablet i grała w gry), potem pichcenie i eksperymentowanie zaczęło mnie wciągać.



Oczywiście jak każdego przyszłego „mistrza kuchni” bardziej interesowało mnie samo gotowanie, niż obieranie ziemniaków, czy mycie zestawu naczyń... Co więcej mamie niekoniecznie się podobało moje podkradanie składników potraw, kombinowanie i kręcenie się pod nogami, ale i tak szybko przyszło moje kulinarne 5 minut.


Wkrótce urodziła się młodsza siostra i Rodzice postanowili, że skoro nie mogą mnie odciągnąć od kuchenki i naczyń to wykorzystają mój zapał. Przynajmniej raz w tygodniu, a bywało częściej moim obowiązkiem było przygotować obiad dla rodziny. Rodzinnym hitem w owym okresie była pizza na cieście drożdżowym, różne potrawy smażone (do których nadal mam zamiłowanie, co z pewnością zauważyliście czytając bloga) a także różne potrawy typu leczo lub Eintopf (jednogarnkowe).


Szczególnie pizza robiona „od podstaw” była dość pracochłonna, zatem przejęcie przeze mnie pieczenia weekendowej pizzy było sporą ulgą dla Mamy zajmującej się małą siostrą, miałem wtedy już swój pierwszy, osobny zestaw naczyń, co ja mówię miałem aż konkretne zestawy, jeden z nich typowo turystyczny, z którym szalałem podczas wakacji nad jeziorem.




Na wakacjach, kiedy większość dzieciaków szwędała się po ośrodku wczasowym bez celu, ja przejmowałem od wędkarzy nadmiar ryb i pichciłem, ba... sam nieraz coś złowiłem, ale co najciekawsze urządzałem grupowe, nocne polowania na raki, połączone z ich gotowaniem i profesjonalną degustacją tego staropolskiego przysmaku. Robiłem kulinarną furorę na ośrodku wczasowym.


Miałem niebywałą okazję wykazać się na studiach, kiedy po okresie „na stancji” i żywienia się gdzie popadnie, zacząłem mieszkać z kolegami w wynajętym mieszkaniu. W miejsce przypadkowych garnków pamiętających czasy PRLu i patelni, które chyba wojnę światową pamiętały, kupiłem bardziej profesjonalny zestaw naczyń i zacząłem dokazywać kulinarnie. Nic mnie nie ograniczało.... I teraz najlepsze ;-) ...powiem wam w sekrecie, że często zapraszałem dziewczyny na kolacje, gdzie sam przyrządzałem.




No i wreszcie w moim życiu przyszło zainteresowanie sportem i osiąganiem dobrych wyników, w czym znakomicie pomaga zdrowa, racjonalna dieta. Czy nie można zmodyfikować niektórych klasycznych potraw tak, aby były zdrowsze i pozwalały lepiej osiągać cele takie jak zwiększenie kondycji, wzrost odporności organizmu, poprawę ogólnego stanu zdrowia i samopoczucia? Jak najbardziej! Dlatego postarałem się połączyć moje obywa hobby, ruch, sport i zdrowie oraz zamiłowanie do dobrego jedzenia.


...i to by była w pewnym skrócie moja kulinarna historia ;-) ...a czy ty masz swoją? ;-)


2 komentarze:

  1. Z perspektywy rodziców, szczególnie mamy, dla której kuchnia niewątpliwie jest królestwem w wielu przypadkach, "nachalność" dziecka może być na początku irytująca. Wiadomo wtedy, że sprzątania będzie dwa razy tyle co zwykle, że coś może się nie udać, coś może nie tak smakować albo wyglądać. Jednak to jest chyba najlepszy czas na zarażenie dziecka pasją do gotowania. Kiedy maluch widzi w czymś zabawę z chęcią będzie do tego wracał, a jak wiadomo - praktyka czyni mistrza. Z resztą, Twoja historia dokładnie o tym opowiada. Cieszę się, że przez takie blogi i ogólnie postępującą modę na zdrowe odżywianie coraz więcej młodych osób zabiera się za gotowanie a nie tylko stołuje się na mieście. Sama uważam, że gotowanie może być nie lada frajdą. Co dziwne jako dziecko trzymałam się z kuchni jak najdalej się dało, a zamiłowanie przyszło dopiero po osiągnięciu pełnoletności, kiedy chciałam czuć się bardziej pomocna i odpowiedzialna. Potem zaczęło się kombinowanie, wymyślanie, szukanie inspiracji - i teraz niczym moja babcia, prawdziwa gospodyni, potrafię wyczarować coś z niczego. Nie powiem, że nie napawa mnie to często dumą ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gotowanie to wspaniała sprawa. Ja osobiście preferuję ajntopfy i wszelkiego rodzaju duszeniny. Nie ryzykuję że niedosmażę lub zesmażę za mocno. A duszone mięsko robi się kruchutkie.

    OdpowiedzUsuń