wtorek, 1 marca 2016

Śniadanie (anty)angielskie

Śniadanie angielskie, czy choćby śniadanie na styl angielski (bo w Polsce nie mamy na ogół aż tak podłych produktów by mu dorównać) jest w założeniu czymś smacznym i użytecznym. Idea śniadania angielskiego była prosta - zapewnić obfite i kaloryczne śniadanie mężczyźnie, który za chwilę pójdzie do pracy do walijskiej kopalni albo do londyńskiego portu i wyrąbie kilofem X ton węgla albo przerzuci na swoich plecach Y ton ładunku.

Tylko, że te czasy minęły (górnictwa już w Walii nie ma) a nawet przysłowiowy doker idzie do portu, siada wygodnie w fotelu i joystickiem operuje maszyną, która ładuje kontenery. 

Śniadanie angielskie nie nadaje się obecnie dla większości ludzi, ale szczególnie Brytyjczycy lubią o tym zapominać, co potem widać na wakacjach, jako, że Brytyjki, szczególnie te, którym minął wiek nastoletni bez trudu idzie rozpoznać. Mówi się, że nie ma brzydkich kobiet, są tylko zaniedbane, jednak trudno mi przejść obojętnie na takie "utuczenie z premedytacją"...

...dlatego jestem przeciwnikiem klasycznych angielskich czy też brytyjskich śniadań, a jeśli trzeba przygotować śniadanie obfite, przed porankiem, w którym czeka człowieka trochę więcej wysiłku mam inną propozycję.


Cebulka z pomidorem, podsmażona na oleju rzepakowym, tak aby było trochę po staremu...


Parówka wegetariańska? Dlaczego wegetariańska? Ponieważ dobrze ugotowana i podana z ketchupem smakuje przyzwoicie, zawiera mniej chemii, nie zawiera mięsa oddzielonego mechanicznie (czyli mielonych i odsączanych odpadów zwierzęcych), przez co mniej "leży na żołądku".


W praktyce chodzi o to aby było "na bogato" ale zdrowo, przy tym zaskakiwało bogactwem smaków. 

Na dzisiejszym talerzu poza kiełbaską i cebulą z pomidorem, znajdziecie postrach Anglika, czyli ogórek kiszony, ser regionalny wędzony, paluszki orkiszowe oraz wieloziarniste pieczywo z błonnikiem.

Smacznego!

P.S. Polecam zaglądnąć także tutaj:

Śniadanie angielskie czy śniadanie wegetariańskie? 


poniedziałek, 29 lutego 2016

Jak przygotować yerba mate

Jaka jest yerba mate każdy widzi... a jak nie widzi, to sobie może poczytać w Wikipedii https://pl.wikipedia.org/wiki/Yerba_mate ...no dobra, trochę żartuję, bo mimo, że mate stała się w ostatnich latach modna i przyzwyczailiśmy się już do różnych dziwnych ludzi w naszym otoczeniu popijających ten południowoamerykański napój z charakterystycznej tykwy, to często nie zdajemy sobie sprawę jak się samemu zabrać do przyrządzenia mate, kiedy np. kupiliśmy lub dostaliśmy w prezencie zestaw z tykwą, bombillą (czyli charakterystyczną fają) i zielem.



Po pierwsze susz. Jeśli go kupujemy i mamy okazję zaglądnąć do środka (np. przy zakupie na wagę), to według mnie jest dobrze, jeśli jest on nierównomierny, niech zawiera kawałki gałązek, większe, niezmielone blaszki liści, niech to będzie takie mielone "nie-wiadomo-co". To ważne, bo zróżnicowana struktura suszu sprawi, że po zalaniu będzie on się lepiej trzymał, jako zwarta masa i pozwoli nam zrobienie takiej małej "komory" na bombillę, mówię to jako praktyk.

Po drugie woda. Jeśli milion razy słyszeliście, że przegotowana woda w temperaturze 100 stopni jest zła, to powtórzę to raz milion pierwszy. Naprawdę lepiej jest nieco niedoparzyć susz niż go sparzyć! Temperatura 80 stopni na oko? Wiem, że to niezgodne z klasycznymi sposobami, ale 4/5 szklanki wody zagotowanej, oraz 1/5 zimnej mineralnej niegazowanej. Sekundę jeszcze odczekać, wymieszać i właściwa woda jest gotowa.


Do mate tak czy inaczej trzeba sobie "wyrobić" jakąś świadomość temperatury... swoją drogą już raz zaparzoną mate, która się chwilę odstoi i wystygnie, można zalewać (jako dolewka) wodą mineralną z lodówki i susz "zaparza" się także na zimno. Polecam jako napój chłodzący. 

Zaparzanie jest proste. Susz, którym nabiliśmy tykwę albo inne naczynie, zalewamy gorącą wodą, aby przykryć liście, nie za dużo, i pozwalamy im się zaparzyć i wchłonąć wodę. Prawie całe pierwsze zalanie wsiąknie w susz. 

Następnie, o czym już wspominałem, w suszu robimy małą "komorę" na szerszy koniec bombilli, tak aby zasysać do niej jak najmniej papruchów. Po kilku razach zrozumiesz o co chodzi. ;-) Następnie robimy dolewki wedle potrzeb.


Kilka uwag:

1. Zaparzaj lepiej mniej, niż więcej, szczególnie na początku. Nie ładuj za dużo suszu na starcie.  Mate ma swoją moc, a kofeina się tu uwalnia w nieco inny sposób niż ten, do którego jest przyzwyczajony Europejczyk. Nie chodzi przecież o to by po spożyciu biegać po suficie.

2. Umiar. Nie cuduj i nie pij za dużo. Sączymy naszą jedną nabitą tykwę nawet przez resztę dnia, a przynajmniej przez kilkanaście dolewek. Mate będzie stopniowo uwalniać moc.

3. Nie dawaj mate dzieciom, tak samo jak nie dajesz im kawy.

4. Zużytych "fusów" nie wyrzuca się pod żadnym pozorem do śmieci ani do sedesu. W kręgach ludzi obeznanych to jest faux pas, czyli spory obciach, a od oryginalnego "indiańca" za to możesz "po buzi" dostać za obrazę świętości, złamanie tabu, brak szacunku do Matki Ziemi i co tam jeszcze się nadarzy. "Papruchy" wyrzuć do kompostownika, do kwietnika, czy chociażby na trawnik. No cóż... taki zwyczaj.

5. Mate wielu osobom na początku wydaje się paskudne, ale człowiek się szybciej przyzwyczaja niż się wydaje (z resztą, mi kiedyś np. piwo nie smakowało, uwierzycie?) i napój zaczyna smakować, szczególnie przyrządzony tak jak to opisałem.

Smacznego!

Kiełki

Wczoraj kiedy na FB pochwaliłem się nowym kulinarnym zakupem kolega Rafał zapytał: "Kupiłeś chomika?"

Otóż jak się okazuje kiełki nie są tylko "karmą dla chomika", ale cennym źródłem substancji odżywczych dla człowieka. Kiełki (czy też raczej zwyczaj ich spożywania) odkryli przypadkiem starożytni chińscy marynarze. Kiedy zapasy ziaren na którymś ze statków zaczęły kiełkować, a nie było nic innego do spożycia, jedzono kiełki...


Chińczycy szybko rozsmakowali się w kiełkach, potem zwyczaj zjadania kiełków przejęli niektórzy europejscy marynarze (jako ochronę przed szkorbutem), a w ostatnich latach kiełki trafiają coraz częściej na nasze stoły.

Co nam dają kiełki? Witaminy A, B, C, E, PP, sole mineralne i mikroelementy takie jak mangan, cynk, wapń, fosfor, potas, magnez oraz tak jak w przypadku innych produktów roślinnych - cenny błonnik. 


Na zdjęciu widzicie kiełki soczewicy, cieciorki oraz fasoli mung. Jeden z gotowych zestawów. które bez trudu można zakupić w sklepach. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby kiełki wyhodować samemu. Wymaga to odrobinę więcej zachodu, ale takie domowe kiełki będą dla nas najlepsze i najzdrowsze.

Jeśli nie mamy czasu i kupujemy kiełki ze sklepów, trzeba nauczyć się dobrze czytać daty ważności, śledzić terminy dostaw i uważnie oglądnąć pudełko przed zakupem. Kiełki sklepowe są podatne na zapleśnienie, co skutecznie niweczy to całe dobrodziejstwo dietetyczne, o którym pisałem.

Jak spożywać?

Kiełki można spożywać na surowo, po prost jako przekąskę, jako dodatek do sałatek i kanapek. Czy ty masz jakiś swój sposób na kiełki? Napisz w komentarzu!


czwartek, 25 lutego 2016

Moja kulinarna historia


Kiedy się zaczęło moje zainteresowanie gotowaniem? Dosyć wcześnie, bo około pierwszej klasy podstawówki. Często przebywałem u Dziadków, gdzie kluczowym pomieszczeniem była izba i kuchnia jednocześnie, od dzieciństwa, bawiąc się, czułem naokoło zapachy pysznego jedzenia, frykasów, ziół....


Ponieważ były to czasy, gdy nie było zbyt wiele alternatyw spędzenia wolnego czasu dla chłopca wyrwanego ze swojego otoczenia, czyli z grona kolegów ze szkoły i z podwórka, zacząłem pomagać (czy może twórczo przeszkadzać) Babci w kuchni, na początku z nudów (teraz większość dzieciaków wzięłaby po prostu tablet i grała w gry), potem pichcenie i eksperymentowanie zaczęło mnie wciągać.



Oczywiście jak każdego przyszłego „mistrza kuchni” bardziej interesowało mnie samo gotowanie, niż obieranie ziemniaków, czy mycie zestawu naczyń... Co więcej mamie niekoniecznie się podobało moje podkradanie składników potraw, kombinowanie i kręcenie się pod nogami, ale i tak szybko przyszło moje kulinarne 5 minut.


Wkrótce urodziła się młodsza siostra i Rodzice postanowili, że skoro nie mogą mnie odciągnąć od kuchenki i naczyń to wykorzystają mój zapał. Przynajmniej raz w tygodniu, a bywało częściej moim obowiązkiem było przygotować obiad dla rodziny. Rodzinnym hitem w owym okresie była pizza na cieście drożdżowym, różne potrawy smażone (do których nadal mam zamiłowanie, co z pewnością zauważyliście czytając bloga) a także różne potrawy typu leczo lub Eintopf (jednogarnkowe).


Szczególnie pizza robiona „od podstaw” była dość pracochłonna, zatem przejęcie przeze mnie pieczenia weekendowej pizzy było sporą ulgą dla Mamy zajmującej się małą siostrą, miałem wtedy już swój pierwszy, osobny zestaw naczyń, co ja mówię miałem aż konkretne zestawy, jeden z nich typowo turystyczny, z którym szalałem podczas wakacji nad jeziorem.




Na wakacjach, kiedy większość dzieciaków szwędała się po ośrodku wczasowym bez celu, ja przejmowałem od wędkarzy nadmiar ryb i pichciłem, ba... sam nieraz coś złowiłem, ale co najciekawsze urządzałem grupowe, nocne polowania na raki, połączone z ich gotowaniem i profesjonalną degustacją tego staropolskiego przysmaku. Robiłem kulinarną furorę na ośrodku wczasowym.


Miałem niebywałą okazję wykazać się na studiach, kiedy po okresie „na stancji” i żywienia się gdzie popadnie, zacząłem mieszkać z kolegami w wynajętym mieszkaniu. W miejsce przypadkowych garnków pamiętających czasy PRLu i patelni, które chyba wojnę światową pamiętały, kupiłem bardziej profesjonalny zestaw naczyń i zacząłem dokazywać kulinarnie. Nic mnie nie ograniczało.... I teraz najlepsze ;-) ...powiem wam w sekrecie, że często zapraszałem dziewczyny na kolacje, gdzie sam przyrządzałem.




No i wreszcie w moim życiu przyszło zainteresowanie sportem i osiąganiem dobrych wyników, w czym znakomicie pomaga zdrowa, racjonalna dieta. Czy nie można zmodyfikować niektórych klasycznych potraw tak, aby były zdrowsze i pozwalały lepiej osiągać cele takie jak zwiększenie kondycji, wzrost odporności organizmu, poprawę ogólnego stanu zdrowia i samopoczucia? Jak najbardziej! Dlatego postarałem się połączyć moje obywa hobby, ruch, sport i zdrowie oraz zamiłowanie do dobrego jedzenia.


...i to by była w pewnym skrócie moja kulinarna historia ;-) ...a czy ty masz swoją? ;-)


środa, 24 lutego 2016

Przekąska z łososiem, fetą i olejem konopnym

Lubię eksperymentować, lubię łączyć style i smaki, a także różne składniki, których współistnienia byście się nie spodziewali. Dzisiejsza przekąska byłaby typową wariacją w stylu śródziemnomorskim, gdyby nie nietypowy dodatek, mianowicie olej konopny.


Łosoś wędzony na zimno, ser feta, kilka oliwek... tym razem zamiast popularną oliwą extra virgin bogato skropione nieco bardziej "egzotycznym" olejem z konopi (to zielone i połyskujące coś na łososiu i fecie).

Jako "wypełniacz" żołądka i nośnik dodatkowych kalorii tak lubiana przeze mnie ciecierzyca, czyli inaczej groch włoski, o której możecie poczytać tutaj:


Z tą egzotyką oleju konopnego trochę zażartowałem,. Jest to bowiem dość tradycyjny i kiedyś niezwykle popularny olej obecny w diecie ludów słowiańskich, który odszedł w niepamięć z uwagi na swoistą stygmatyzację konopi i wszelkich produktów z niej uzyskanych. Niesłusznie z resztą, zwykła siewna roślina ma w sumie niewiele wspólnego z odmianami psychoaktywnymi. Po takim daniu, jak widać na zdjęciu "nie odfrunąłem".

Pozdrawiam i smacznego!

wtorek, 23 lutego 2016

Cukinia smażona na szybko, czyli nieco zdrowszy fast-food

Czas, to jest rzecz, której wszyscy mamy za mało. Dzisiejsze tempo życia nie daje taryfy ulgowej, wszyscy chcemy załatwić wszystko ekspresowo, to i teraz, wszyscy chcemy oszczędzić czas...

25 porad jak oszczędzać czas. Oszczędzanie czasu w pracy i nie tylko…


...tylko pytanie czy w przypadku żywienia warto oszczędzać czas za wszelką cenę, np idąc na szybkie danie do popularnej sieci fast-food na literę McD. No ja naprawdę nie wiem ;-P



Wszystkim głodomorom, chcącym na szybko upichcić coś zdrowego polecam cukinię. Wystarczy starannie umyć warzywo i pokroić na kawałki bez obierania skórki (szczególnie jeśli mamy do dyspozycji młodą cukinię), po czym wrzucić na patelnię. Dodajemy trochę przypraw, tutaj polecam przyprawy w stylu vegeta albo curry, nie za dużo, byle nie przesadzić.



I po zaledwie kiku, max. kilkunastu minutach, w zależności od stylu smażenia i preferencji, otrzymujemy naprawdę apetyczną i sycącą, zdrową potrawę.



Do cukinii możemy dodać jakiś pyszny dodatek np. odrobinę makaronu z prawdziwymi pomidorami, domowej roboty, albo przynajmniej zdrowe, pełnoziarniste pieczywo...

Pieczywo z ziarnami i otrębami


Smacznego!

Pieczywo z ziarnami i otrębami

Bohaterem dzisiejszego wpisu nie jest ta pyszna galareta z pstrąga z warzywami, nie jest także świeży imbir, którego plasterki widzicie na talerzu, ale właśnie pieczywo, z którym ją spożywam. Jest to nieco lepszy rodzaj chleba z pobliskiej piekarni, z dodatkiem mąki pełnoziarnistej, bogaty w otręby.


Mąka pełnoziarnista to najzdrowszy rodzaj mąki, a otręby, prócz bogactwa witamin i soli mineralnych zawierają cenny błonnik, którego w naszej diecie jest zazwyczaj za mało. 

Pomyśl, czy nie lepiej zastąpić mąkę, którą używasz na co dzień do różnych potraw czy panierek właśnie mąką pełnoziarnistą, z wysoką zawartością cennego błonnika? Czy zamiast pajdy białego chleba nie można by jeść czegoś lepszego?

 Na zdjęciu kolejny rodzaj chleba z wysoką zawartością błonnika, 
z siemieniem lnianym i słonecznikiem, ze znanej sieci handlowej.
  
Co daje nam spożywanie takiego pieczywa z dodatkiem błonnika? 

Po pierwsze: Znacznie lepszą pracę układu pokarmowego, doskonałą pracę jelit.

Po drugie: Znacznie lepsze poczucie "pełnego brzucha" po posiłku. Błonnik po prostu fizycznie wypełnia nasze żołądki, dając uczucie sytości co pośrednio zapobiega przejadaniu się, czyli nadwadze, cukrzycy, chorobom układu krążenia związanymi z "przeżeraniem się" i podjadaniem słodyczy, chipsów i snacków po posiłku.

Polecam:

Zdrowe przekąski zamiast snacków i chipsów


Falafelki z paczki. Przygotowanie od A do Z

Dzisiaj postanowiłem wypróbować falafel z paczki kupionej w sklepie ze zdrową żywnością. Oczywiście, na ogół lepiej jest potrawę przyrządzić od podstaw, zupełnie samemu, ale wychodzę z założenia, że czasem, szczególnie w przypadku mniej znanych potraw, można spróbować gotowca. 

Skład wyglądał zachęcająco - sproszkowana ciecierzyca, czosnek, kmin rzymski, przyprawy... dlaczego nie?



Całość zalałem szklanką wrzącej wody i odstawiłem na około 20 minut.



Po 20 minutach zacząłem formować kotleciki, mimo, że oryginalny przepis tego nie przewiduje, obtoczyłem je w bułce tartek - w ten sposób mniej się kleiły.


Podobnie z resztą przyrządzałem polski wariant falafelków, czyli...

Kotlety mielone z ciecierzycy

...o których pisałem Wam całkiem niedawno, bez dodatków egzotycznych przypraw i czosnku. Większość moich domowników nie lubi smaków śródziemnomorskich (oliwy, anchois, południowych serów, oliwek, owoców morza) - jestem jedynym amatorem smaków południa w okolicy, więc na ogół preferuję przyprawianie potraw dla domowników na styl polski.



Smażenie na oleju rzepakowym. Uważam, że to w naszych polskich warunkach lepsze rozwiązanie niż olej z oliwek. Trudno o dobrą rafinowaną oliwę zaś extra virgin nie nadaje się do tak długiego smażenia.

Polecam wpis: Jaki tłuszcz do smażenia?



Gotowe złociste, ciepłe falafelki na talerzu. Palce lizać!


niedziela, 21 lutego 2016

Topinambur czyli słonecznik bulwiasty. Przygotowanie, purée z jajkiem i groszkiem

Topinambur, modne danie w kręgach poświęconych zdrowemu odżywianiu, tyle się o nim mówi, zatem czy jesteście ciekawi "z czym to się je"?

Dzisiaj zrobiłem mały pokaz kulinarny dla ciekawskich.


Słonecznik bulwiasty po wiekach w cieniu powoli powraca do europejskiej, zdrowej kuchni. Do Europy został on sprowadzony mniej więcej w tym samym czasie co ziemniak i pewne z uwagi na łatwość uprawy, inwazyjność gatunku (to niemal "chwast", który żadnych wielkich zabiegów agrotechnicznych nie potrzebuje) byłby zastąpił w naszej kuchni ziemniaka, gdyby nie trudność jego przechowywania.

Topinambur ma wysoką zawartość inuliny, co sprawia, że jest to warzywo pożądane zdrowej diecie.


Topinambur wykopany z ziemi szybko wysycha i nie nadaje się do długiego przechowywania, w przeciwieństwie do ziemniaka, dlatego po kupnie tacki i odpakowaniu bulw z folii trzeba danie przyrządzić niemal od razu. Na zdjęciu bulwy świeżo po obraniu.



Gotowanie jest praktycznie identyczne jak w przypadku ziemniaka, odrobina soli i ugotowanie do pożądanego stopnia miękkości.


Topinambur jest lekko słodkawy, jak dla mnie przypomina w smaku słodkiego ziemniaka, a w konsystencji nieco pietruszkę. Tak czy inaczej dało się z niego zrobić purée.


Przyrządzone przeze mnie tytułowe danie jest bardzo proste. Topinambur, groszek, sadzone jajko (z wolnego wybiegu) jedyna przyprawa to odrobina soli. Proste zestawienie dobrej jakości składników wystarczy w zupełności.

Smacznego!

sobota, 20 lutego 2016

Testuję flaczki sojowe, wegetariańskie

Ponieważ dużą część moich wpisów poświęcam potrawom wegańskim i wegetariańskim, które polecam także osobom jedzącym mięso - jako urozmaicenie monotonnej i ciężkiej diety - dziś postanowiłem przetestować jeden z klasycznych zamienników popularnych mięsnych dań, mianowicie flaków.


Flaki od popularnego producenta są dostępne w postaci gotowej w okolicach kilku zł, zawartość opakowania wysypuje się bezpośrednio do garnka i zalewa ok. 4 szklankami wody. Ja proponuję odrobinę więcej, ponieważ proszek jest jak dla mnie zbyt słony.


Po dokładnym wymieszaniu dodajemy łyżkę oleju rzepakowego i odstawiamy do namoczenia na 10-15 minut. Lepiej zostawić na dłużej, aby pokrojone w paski kotlety sojowe oraz suszone warzywa dobrze nasiąkły. Następnie około 20 minut należy gotować flaczki i potem można od razu podać. Nie są potrzebne żadne przyprawy.

Smak? 

Baza ziół użytych do potrawy jej poprawna, tego właśnie można się spodziewać od typowej przyprawy do flaków z jednym ale... jak dla mnie zupa jest zbyt słona. Osobiście przyzwyczaiłem się i preferuję mniej słoną kuchnie (zamiast soli można dodać aromatyczne zioła, które "zastępują" pewien smak, do którego jest przyzwyczajony amator słonej kuchni, np. lubczyk).


Nie oszukujmy się też, to typowa sojowa potrawa z charakterystycznym posmakiem soi, albo się go lubi, albo nie... jednak czy podobnie kontrowersyjna nie jest oryginalna potrawa, czyli flaki wołowe, albo wołowo-wieprzowe? Powiem Wam, że znajomy cudzoziemiec wbrew gorącym namowom znajomych, nawet w stanie "imprezowym" nie był w stanie się przemóc i spróbować klasycznych flaków.

Potrawa jest poprawna, nie oczekujmy jednak finezji po zupie z paczki, nawet zrobiona najlepiej nie "przekaże" aromatu świeżych warzyw. 

Lepiej zrób to samodzielnie!

Jeśli lubisz gotować, masz czas i spodobała się Ci koncepcja flaków wegetariańskich kup lepiej mieszankę gotową ziołową do flaczków, zrób bulion warzywny ze  świeżych warzyw z niewielkim  dodatkiem grzybów, np. pieczarek brązowych, boczniaków (te według mnie szczególnie dobrze spisują się jako składnik jarskich flaków) lub portobello pokrojonych w paski. Następnie użyj "czystych" kotletów sojowych z działu zdrowa żywność w pobliskim sklepie, rozmocz je i pokrój w paski. Dobierz samodzielnie proporcje ziół, ew. zagęszczenie/zasmażkę, itp. Trochę więcej pracy, ale znacznie lepszy efekt. Flaczki jarskie, które niedawno zrobiłem sam były pyszniejsze niż "gotowiec".

Smacznego!


P.S. Jeśli ktoś ma ochotę mnie pośledzić - zapraszam na mój prywatny Instagram: https://www.instagram.com/remigiusz.witczak/